Witajcie piękne istoty :))
Dziś chciałabym jednym z was „unaocznić”, a z innymi powspominać nieco przeszłość i specyficzne lata 90-te, a dokładniej: makijaże i trendy kosmetyczne z tamtych lat. Moja młodość przypadła właśnie na te czasy, kiedy Guns and Roses byli młodzi i piękni, Backstreet Boys słuchało się na magnetofonach kasetowych, a lwia grzywa wytworzona za pomocą gofrownicy do włosów już nigdy więcej nie przeżyła (i raczej nie przeżyje) takiej popularności.
Jak się malowano w latach 90-tych? Jakie były kanony piękna w tamtych czasach? Zabieram was dziś wehikułem czasu do tej groteskowej epoki, gdzie mało kto słyszał o korektorze do twarzy, beauty blenderze i pędzlach do nakładania pudru czy (o zgrozo!) podkładu. Zapnijcie pasy…już wówczas istniały;)
Makijaż w latach 90-tych współpracował ściśle z gatunkami muzycznymi, które w ówczesnym czasie zdominowały cały świat. Pierwsza połowa lat 90 tych to zdecydowanie grunge, drugą skradł pop i „spajsetki”. Widać to wyraźnie w makijażu – ten w stylu grunge był nieco zgaszony, nikt nie słyszał oczywiście o bazie pod makijaż a podkładem, który podbił serca głównie europejek, był pochodzący z Czech, mega kryjący i bardzo niebezpieczny w niewprawionych rękach (tak, tak, podkład nakładano wyłącznie rękami) Dermacol. Ów specyfik był wielbiony przez wszystkie kobiety, ponieważ krycie miał genialne. Dla zainteresowanych tematem: Dermacol istnieje nadal i jest dostępny w drogeriach internetowych. Zapewne w dzisiejszych czasach zmodernizowano nieco jego odcienie, gdyż kilkanaście lat temu były dosyć… niewyszukane. Na półkach sklepowych piętrzyły się przede wszystkim produkty marki Rimmel, Constance Carroll oraz Pierre Rene (cała Europa pokochała miętowo-zielony tusz do rzęs ze srebrną nakrętką i włochatą szczoteczką, którym – muszę to dziś przyznać – dawało się całkiem sprawnie wytuszować rzęsy).
O ile dziś przeżywamy zoom na brwi, które (nareszcie!) stają się piękne i kształtne, o tyle w latach 90-tych im były one cieńsze, tym bardziej cool się wyglądało. W ogóle mam wrażenie, że wyskubane brwi były czymś, czym u mężczyzn stawało się golenie zarostu, czyli czymś w rodzaju ceremonii przejścia w dorosłość. Można było oczywiście swoje cienkie brwi delikatnie podkreślać, ale przeczesanie ich bezbarwnym żelem w spiralce w zupełności wystarczyło. Przygaszone kolory, rzęsy pomalowane tylko na górnej linii, subtelne, nieco przygaszone odcienie na powiekach (można śmiało powiedzieć, że to latom 90-tym zawdzięczamy matowe cienie do powiek), które kontrastowały z brudnymi odcieniami bardzo…BARDZO perłowych pomadek. W tym miejscu ze skruchą muszę przyznać, ze sama osobiście miałam jedną pomadkę w kolorze białej perły, (praktycznie nie używaną, ale jej magia polegała na tym, że po prostu miało się ją w plecaku i już) właściwie wyglądała ona źle na każdych ustach i każdej karnacji, ale za to była widoczna z daleka i stała się hitem wszystkich dziewczyn kochających pop. Ja swoją używałam podczas szkolnych dyskotek ;). Oczywiście czerwona szminka była zawsze modna i chętnie stosowana na wszelkie wyjątkowe okazje, a powieki oprószało się bez opamiętania cieniami do powiek, które równie mocno „perliły” się na powiekach i lśniły już z odległości 20 metrów, ponieważ były nanoszone aż po sam łuk brwiowy. Czy chciałabym aby taki make-up powrócił? Hm.
Zostaw komentarz