Hejka kochani!
Wiem, że blogerki tworzą arcy-długie listy z zasadami “co można, czego nie, co trzeba i czym” pielęgnować włosy by były piękne, super i w ogóle WOW. Podeszłam do tego trochę inaczej. Nie piszę tu Wam, czego nie wolno. Nie będzie moralitetu. Napiszę natomiast, co warto włączyć do pielęgnacji, aby dała ona SERIO DOSKONAŁE EFEKTY. Startujemy!
TYLKO 3 – proste i sprawdzone sposoby na piękne włosy
1. Określ, jaki masz typ włosów, a powiem Ci…
… czego im potrzeba, aby “stanęły na nogi”, czyli, jak i czym je zregenerować i pielęgnować, aby były w świetnej formie i wspaniale wyglądały. Ogólnym i bardzo przydatnym kryterium, określającym rodzaj włosów jest ich porowatość. Pewnie większość z Was będzie zaskoczona, gdy powiem, że włosy mają pory. Nie pory karmienia, nie 😀 Pory, coś jak pory w skórze, tyle że na włosach wygląda to, jak łuski, albo – jeśli wolicie – jak dachówki. Te łuski to nic innego jak keratyna.
Jeśli włosy są mocne, grube, niełatwo je zniszczyć i nie reagują na takie drobnostki jak wilgoć i tzw. punkt rosy – czyli ogólnie wszystko z nimi ok, tyle że czasem się przetłuszczają i bywają oklapnięte – to macie włosy niskoporowate. Ich łuski są “zamknięte”, czyli przylegają do łodygi włosa.
Jeśli łuski się nieco odchylają (tak ma większość populacji ludzkiej) i niestety łatwo się buntują, elektryzują, puszą od wilgoci, miewają osłabione końce i czasem wypadają trochę za mocno lub nie błyszczą tak, jak chcecie – to są włosy średnioporowate.
A jeśli macie zniszczone, sztywne i łamliwe nie chcą rosnąć “suchotniki”, to oznacza, że łuski włosów są rozchylone, a włosy w stanie hm… trochę tragicznym.
Te 3 rodzaje porowatości i 3 typy włosów są podstawą pielęgnacji we właściwie również “podstawą podstaw”, jeśli chodzi o ich kondycję i wybór kosmetyków.
Innej pielęgnacji, czyli innych składników potrzebują włosy grube, ciężkie, przetłuszczające, a innych mega suche i zniszczone – to właściwie dość logiczna rzecz. Dlatego dowiedzcie się, kochani – jaką macie porowatość włosów, a następnie po prostu pielęgnujcie włosy w zgodzie z ich porowatością.
Jak sprawdzić porowatość włosów? Wiele blogerek pisze o tym, by topić włos w szklance, nakładać olej kokosowy, opruszać włosy mąką itp. Fajnie, ale jest lepszy, krótszy sposób… no i nie “uciapiecie” się tłuszczem… przynajmniej na razie 😉
Po prostu zróbcie test na porowatość włosów, np. (https://nanoil.pl/test-na-porowatosc). Podlinkowałam Wam najlepszy, jaki znalazłam. Konkretne pytania, na podstawie których Wasze odpowiedzi pokażą wynik. Klikajcie i róbcie! Ten test jest fajny, ponieważ od razu pokazuje Wam też jakimi produktami pielęgnować włosy. Skoro już zaś o tym mowa…
2. Sięgnij po naturalne olejki do włosów
I często olejujcie nimi włosy. Oczywiście olejem dobranym do porowatości. Dlaczego te niepozorne, tłuste olejki są takie genialne? Okazuje się, że po pierwsze doskonale współgrają z tą nieszczęsną porowatością, poza tym mają szereg witamin, flawonoidów, fitosteroli i dobrych kwasów tłuszczowych. Działają uzdrawiająco, regenerująco, naprawiają włosy, a dodatkowo są niczym naturalny, subtelny laminat – czyli ślicznie nabłyszczają.
Na tym nie koniec. Olejki potrafią dodatkowo zahamować wypadanie włosów, zwalczyć łupież, pielęgnować skórę głowy, pobudzić cebulki i przyspieszyć wzrost włosów. Jeszcze – jakby tego było mało – olejki chronią włosy przed działaniem niszczących czynników – promieniowanie, mróz, wiatr, suche powietrze grzejników, toksyny z powietrza, smog, gorące powietrze suszarki. Brzmi dobrze, prawda?
Możecie wybrać albo mieszankę olejków (sprawdzajcie jej skład tak, by pasowała do porowatości), lub wybrać jeden olejek. Wówczas możecie używać go nie tylko na włosy, ale też na twarz, ciało, dłonie, paznokcie lub dodawać do kosmetyków.
Ja mam np. stale w łazience olejek arganowy (pasuje do większości włosów i do mojej cery) oraz jojoba – nadaje się do równoważenia poziomu sebum zarówno na skórze głowy, jak i na buzi. Czasami mieszam oba olejki i tworzę z nich specjalne serum, którym olejuję włosy i dodaję do kremu do twarzy.
3. Stosujcie hydrolaty do włosów
Hydrolaty są popularne w pielęgnacji twarzy i ciała, ale mało kto wie, że te naturalne, roślinne wody są doskonałą mgiełką ochronną na włosy, a dodatkowo możecie je stosować jako wcierkę, która zadba o skórę głowy. Kolejną cudowną cechą hydrolatów jest to, że mogą one być składnikiem innych świetnych receptur i masek na włosy. Przy wyjątkowo suchych i zniszczonych pasmach możecie np. stworzyć sobie mgiełkę roślinno-olejową i zraszać nią włosy. Po prostu do 100 ml hydrolatu (możecie zestawić też dwa lub więcej wybranych hydrolatów) dolejcie łyżeczkę wybranego olejku. W przypadku zniszczonych włosów dobrze sprawdzi się ten z nasion bawełny czy z wiesiołka. Ja stosuję wspomniane wyżej olejki, ale czasem wymieniam olejek jojoba na makadamia – jest świetny, lekki i doskonale się wchłania i nie przeciąża włosów. Nie wiecie, jaki hydrolat na włosy wybrać? Na początek możecie wykorzystać uniwersalne i odżywcze właściwości hydrolatu z czystka. Doskonałym, silnym antyoksydantem i wzmocnieniem dla włosów będzie też hydrolat różany.
To już naprawdę wszystko – te 3 proste zasady z całą pewnością odmienią Waszą pielęgnację włosów. Oczywiście pomijam takie zasady, jak “nie używaj prostownicy”, “nie kładź się spać w mokrych włosach” oraz nie pocieraj i nie szarp ich – liczę na to, że dobrze już o tych zasadach wicie. Teraz nie pozostaje nic innego, jak określić porowatość i podarować włosom doskonałą pielęgnację. Powodzenia!
Zostaw komentarz